Rogacz ;)
28.05.2020, w czwartek o zachodzie słońca, zaczyna się tegoroczne żydowskie święto Szawuot (hebr. שבועות). Zakończy się o zmroku w sobotę.
Nazywane Świętem Żniw, albo Świętem Zbiorów, obchodzone jest szóstego dnia miesiąca siwan – w pięćdziesiątym dniu po święcie Pesach.
W opisach biblijnych, początkowo, święto miało charakter rolniczy, określało dzień początku zbiorów pszenicy. W okresie talmudycznym ukształtowało się upamiętnianie podczas Szawuot nadania Tory Mojżeszowi na górze Synaj. Dlatego nazywane jest Zman Matan Toratejnu (Czasem Nadania Naszej Tory)
Tora jest nie tylko świętą księgą judaizmu, ale także tekstem, jaki wpłynął – jak żaden inny – na historię ludzkości.
Torę otrzymał oczywiście Mojżesz na Górze Synaj.
No właśnie, że Mojżesz- to chyba wszyscy wiedzą ( no, prawie wszyscy).
Ale czy wiecie dlaczego Mojżesz ma ….rogi ???
Na zdjęciu to najsłynniejsze przedstawienie Mojżesza- dzieło wielkiego Michała Anioła Buonarroti, z bazyliki San Pietro in Vincoli (św. Piotra w Okowach) w Rzymie.
A „narozrabiał” św.Hieronim, jeden z czterech Ojców Kościoła.
Na przełomie III/IV wieku zabrał się on za przekład Biblii na język łaciński ( do XX wieku był to podstawowy przekład na ten język). Pracował nad Wulgatą.
Teksty hebrajskie zapisywano bez samogłosek. Hebrajskie słowo QaRaN (promienieć) można było odczytać również jako QeReN (wypuszczać rogi).
No i tak zrobił nasz ojciec Kościoła.
Obecny XX-wieczny przekład brzmi:
„Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział, że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem”. (Wj 34,29)
Ale rogi Mojżeszowe na tysiącach( a może i więcej) rzeźbach,obrazach pozostały.
Po raz pierwszy zwróciłam na to uwagę podczas pobytu w kościele Klasztoru Klarysek w Starym Sączu. Te rogi nie dawały mi spokoju. Poszperałam w źródłach i znalazłam rozwiązanie.
U nas Mojżesza można w Gdańsku odwiedzić np. w Archikatedrze Oliwskiej. Stoi sobie na dawnym ołtarzu głównym w transepcie po północnej stronie 🙂 Rogi ma utworzone jakby z włosów 😉
No i teraz jeszcze P.S., bardzo długie P.S.
dzisiaj 29.12.2020 trafiłam na bardzo ciekawy artykuł, dotyczących jeszce innych pomyłek w tłumaczeniach Biblii. Okazuje się że „nasz” Hieronim nie raz narozrabiał.
Nauczona doświadczeniem, że czasami nie wystarczy podanie linka, bo artykuły nikną w odmętach internetów, postanowiłam go tu skopiować. Oczywiście na końcu podaję autora. Póki jeszcze można, warto zerknąć na oryginalny artykuł, bo są tam też ciekawe zdjęcia. Ale gdyby „zniknął” to chociaż kopia mi pozostanie.
Link do oryginału: https://stacja7.pl/wiara/7-najwiekszych-pomylek-w-przekladach-biblii/
A oto i kopia :
7 największych „pomyłek” w przekładach Biblii
Jak wiadomo Biblia to zbiór natchnionych ksiąg, które zostały spisane w starożytnych językach; hebrajskim, aramejskim i greckim. Jeśli zaś mówimy o Biblii jako dziele natchnionym przez Boga, musimy pamiętać, że dotyczy ono całego procesu jej powstawania. Charyzmat natchnienia nie obejmuje natomiast przekładów Pisma Świętego.
Każdy przekład Pisma Świętego jest dziełem konkretnego człowieka, a nie Ducha Świętego. Nie znając języków biblijnych, musimy zdać się na ludzi, którzy podjęli się niezmiernie trudnego zadania, jakim jest próba przełożenia Biblii.
Czasem jakiś przekład utrwala w nas pewne biblijne zwroty, które niekoniecznie są najlepszą z możliwości. Wszyscy odmawiamy w modlitwie „odpuść nam nasze winy” , choć w oryginale zapisano słowo „długi”; mówimy „Błogosławionaś Ty między niewiastami”, choć bardziej poprawnie byłoby „Jesteś najszczęśliwszą z niewiast”. W gruncie rzeczy są to jednak kwestie drugorzędne i należy się cieszyć, że powstaje tak wiele różnych przekładów, bo każda nowa próba może nas wzbogacić. Czasem tłumacz może zwrócić uwagę na coś, co umknęło jego poprzednikom, dany szczegół może do nas silniej przemówić i stać się inspiracją do nowych przemyśleń.
W historii przekładów Biblii było bardzo wiele pomyłek. Ja jednak przytoczę tylko te, które w znaczący sposób wpłynęły na naszą wyobraźnię (między innymi za pośrednictwem dzieł sztuki).
- Niewiasta depcząca Węża
W tradycji ikonograficznej znajdziemy ogromną ilość wizerunków przedstawiających Niepokalaną, która depcze głowę Węża swoimi stopami. Wizerunki te wyrażały głęboką wiarę Kościoła w szczególną pomoc Maryi w walce z Szatanem i były inspirowane tak zwaną Protoewangelią, czyli fragmentem z Księgi Rodzaj (Rdz 3, 15), w którym Bóg zapowiada nieprzyjaźń między Wężem i Niewiastą oraz ostateczną klęskę Węża. Jednak podstawą do wyobrażeń Maryi depczącej głowę Węża był łaciński przekład Biblii św. Hieronima, zwany Wulgatą.
Protoewangelia w wersji Wulgaty brzmi: Inimicitias ponam inter te et mulierem et semen tuum et semen illius: ipsa conteret caput tuum et tu insidiaberis calcaneo eius (Rdz 3, 15).
Biblia Wujka, która jest przekładem opartym na Wulgacie przekazuje wersję: Położę nieprzyjaźń między tobą, a między niewiastą; i między nasieniem twoim a nasieniem jej, ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę jej.
Święty Hieronim przetłumaczył fragment o zmiażdżeniu głowy Węża słowami: ipsa conteret caput tuum („ona zmiażdży ci głowę”), choć oryginalny tekst hebrajski zmiażdżenie głowy Węża przypisuje Potomstwu Niewiasty.
Hieronim niekoniecznie popełnił w tym miejscu pomyłkę. Wybrał raczej jedną z uprawnionych możliwości. Występujący w tekście zaimek osobowy rodzaju męskiego [hû’, w zapisie hw’] odczytał jako zaimek osobowy rodzaju żeńskiego, który w języku hebrajskim ma formę hî’, ale w najstarszych tekstach Pięcioksięgu bywał zapisywany jeszcze tak samo jak zaimek osobowy rodzaju męskiego.
We współczesnych przekładach tłumacze nie idą za interpretacją św. Hieronima, uważa się ją za mało prawdopodobną, bo przecież to Jezus Chrystus, potomek Niewiasty, był tym, który pokonał Szatana. Dlatego Biblia Tysiąclecia zgodnie z oryginałem podaje:
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę.
Czy oznacza to, że wizerunki Maryi depczącej Węża są niepoprawne teologicznie?
W 1830 roku, kiedy Francją wstrząsała tak zwana rewolucja lipcowa, w paryskim klasztorze Sióstr Miłosierdzia (tzw. Szarytek) przy ul. du Bac, młoda nowicjuszka Katarzyna Labouré miała wizję Najświętszej Panny depczącej stopą głowę Węża. Matka Boska nakazała, aby sporządzony został medalik według wzoru, jaki ujrzała Katarzyna (były tam jeszcze promienie, litera „M” z wystającym z niej krzyżem i dwunastoma gwiazdami dokoła, a pod monogramem dwa Serca: Jezusa i Maryi). Takie są początki słynnego Cudownego Medalika.
Jeśli przyjmiemy prawdziwość tych objawień, zastanawiające jest, że Maryja objawiła się, uwzględniając błędny łaciński przekład Biblii. Ale z drugiej strony, może to wcale nie jest takie dziwne. Bóg, zwracając się do człowieka, uwzględnia wyobrażenia i symbole, które są mu bliskie. Dlatego stygmaty pojawiały się na środku dłoni, a nie na przegubach, bo tak malowano rany Chrystusa na obrazach. A ikonograficzne wizerunki Maryi depczącej głowę Węża były już wpisane na trwałe w religijną wyobraźnię.
Wiadomo, że to Jezus Chrystus pokonał Szatana, ale stało się to możliwe dlatego, iż Maryja zgodziła się powiedzieć Bogu: Tak.
- Drzewo poznania
Źródłem licznych nieporozumień jest nazwa „Drzewo Poznania Dobra i Zła”, albo jak się dawniej mówiło, „Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego”. Pan Bóg umieścił je w ogrodzie Eden, ale zakazał człowiekowi jeść z niego (Rdz 2, 9. 17).
W umysłach czytelników opowiadania biblijnego może rodzić się wątpliwość, co jest złego w zdobywaniu wiedzy? Wiedzę zdobywamy dzięki szkole, lekturze, telewizyjnym obrazom, kontaktom z ludźmi. Bez wiedzy i jej poszerzania człowiek byłby mało świadomym dzieckiem, istotą niedojrzałą. Natomiast wiedza o tym, co jest dobrem, a co złem, to jeden z fundamentów rozwoju moralnego. Człowiek powinien przecież odróżniać jedno od drugiego. Tylko socjopaci tego nie potrafią.
Każdy normalny człowiek potrafi jednak jakoś odróżnić dobro od zła. Czyżby stało się to na skutek grzechu pierwszych ludzi? Tak rozumując, wysnuto obłędną teorię, że człowiek wprawdzie ponosi przykre konsekwencje grzechu pierwszych rodziców (tzn. cierpi i umiera), ale za to zyskał poznanie, rozwinął swoją wiedzę, wolność i świadomość. Zaczęto nawet uważać, że grzech pierwszych ludzi wyszedł ludzkości na dobre. To wypaczenie znane było już w starożytności i nadal można je spotkać w poglądach różnych gnostyków, którzy nie wahają się nawet twierdzić, że Jahwe uzgodnił wszystko z Wężem, aby człowiek, łamiąc zakaz, wreszcie osiągnął dojrzałość.
Źródłem nieporozumienia jest tu słowo „jada”, tłumaczone z hebrajskiego na polski literalnie jako „poznanie”.
Hebrajskie pojmowanie „poznania” jest jednak odmienne. Czasownik „jada” oznacza poznawanie w sensie czynnym. Poznać, to przeniknąć daną rzecz i ją opanować. My też mówimy „opanować wiedzę”. Dobrą ilustracją jest tu hebrajskie wyrażenie „poznać kobietę”, oznacza tak naprawdę współżycie płciowe i często również zdominowanie kobiety przez mężczyznę.
Zatem, „poznanie dobra i zła”, faktycznie oznacza raczej podporządkowanie sobie, decydowanie o czymś. Chodziłoby więc o próbę zapanowania nad dobrem i złem. Ludzie chcieli sami decydować, co jest dla nich złe lub dobre. (Pokusa te zresztą jest do dziś aktualna).
Nie chodziło więc o umiejętność odróżniania dobra od zła lecz przeciwnie: o moralną samowolę, ignorowanie Boga i przyznanie sobie prawa do określania, co jest dobre, a co złe.
Pierwsi ludzie byli nieposłuszni Bogu w sprawie najbardziej zasadniczej – nie chcieli uznać dobra za dobro, a zła za zło (por. Iz 5, 20). Być może łączyło się to z nadzieją uzyskania wszechwiedzy, opanowania całej mądrości. „Dobro i zło” oznacza bowiem w pewien sposób całość rzeczywistości, tak jak „niebo i ziemia” to cały świat.
Symboliczne zerwanie owocu z drzewa poznania dobra i zła to metaforyczny obraz przywłaszczenia sobie prawa do dowolnego definiowania. Ktoś, kto chce decydować o dobru i złu, stawia samego siebie w miejscu Boga. Tylko on jest źródłem prawa moralnego.
Oczywiście prawo moralne nie jest czymś, co Bóg wymyślił, a potem narzucił ludziom. To Bóg sam, w swojej istocie, jest źródłem i normą dobra. Nadaje przykazanie miłości, bo sam jest Miłością.
Dobro to Bóg i dlatego nikt nie może samowolnie nazwać dobrem czegoś, co nie pochodzi od Niego. Tak samo nie jest w ogóle możliwe, by dobro było złem. Wobec tego próba zapanowania nad dobrem i złem jest ze strony ludzi wystąpieniem przeciwko Bogu, odcięciem się od Boga.
- Zakazane jabłko?
Naszą wyobraźnię kształtują obrazy. W sposób najzupełniej oczywisty kojarzymy zakazany owoc, który zerwała Ewa, z jabłkiem. Król Władysław Jagiełło, nawrócony z pogaństwa, manifestował nawet swą chrześcijańską pobożność między innymi wielką awersją do jabłek, których nie jadał w ramach pokuty (w rzeczywistości miał po nich problemy z żołądkiem, ale dorobił do tego pobożną ideologię!). Tymczasem oryginalny tekst hebrajski w ogóle nie wspomina o jabłku, ale mówi, że to był owoc.
Święty Hieronim przetłumaczył słowa Węża, że po zerwaniu i spożyciu zakazanego owocu ludzie poznają dobro i zło, używając słowa malum, które w języku łacińskim może oznaczać zarówno zło jak i jabłko. A ponieważ soczyste, czerwone i okrągłe jabłko doskonale nadawało się jako symbol pokusy i uwiedzenia, zaczęto je malować na obrazach ukazujących kuszenie w Ogrodzie Eden (wyjątkowo Michał Anioł namalował w Kaplicy Sykstyńskiej figi).
Z czasem znaczenie symboli na obrazach i słów łacińskich zostało zapomniane, a zbyt dosłowne rozumienie obrazów sprawiło, że symboliczne drzewo poznania dobra i zła stało się jabłonią.
W tym wypadku chodzi nie tyle o pomyłkę w przekładzie, co o wpływ przekładu poprzez wieloznaczność terminu.
- Mojżesz z rogami, czyli pomyłka św. Hieronima
Ilekroć oprowadzam znajomych po Lublinie, wcielając się w rolę przewodnika-gawędziarza, zachodzę do Kościoła Dominikanów na ulicy Złotej. Oprócz takiej ciekawostki jak dwie ambony, pokazuję pewną figurę w górnej części łukowatego sklepienia nad prezbiterium. Jest to wyrzeźbiona postać starca z długą brodą i równie długimi… rogami. Zadaję wówczas pytanie: „Kto to jest?”. I zazwyczaj słyszę pełne niedowierzania pytanie: „Diabeł?”. Nie! To nie diabeł lecz Mojżesz.
Oczywiście historycy sztuki wiedzą, że Mojżesz z rogami to bardzo częsty motyw obrazów, rzeźb i rycin. Najsłynniejszy posąg dłuta Michała Anioła, ukazujący w ten sposób tę postać, znajduje się w rzymskiej Bazylice św. Piotra w okowach (Basilica di San Pietro in Vincoli a colle oppio). Tyle że rogi Mojżesza w wersji Michała Anioła to zaledwie małe guzy. Natomiast w Bazylice Dominikanów są to rogi okazałe, długie i poskręcane.
Winowajcą, który uczynił Mojżesza rogaczem jest znowu św. Hieronim, autor łacińskiego przekładu Biblii z IV wieku, zwanego Wulgatą.
Oryginalny tekst mówi, że kiedy Mojżesz wracał z góry Synaj, jego twarz jaśniała, bo był napromieniowany obecnością Boga. Fragment o promieniującej twarzy Mojżesza został błędnie przetłumaczony na język łaciński, gdyż św. Hieronim oddał hebr. słowo qaran (promienieć) jako łacińskie cornatus (rogaty). Hieronim był jak na swoje czasy naprawdę wybitnym uczonym. Języka hebrajskiego uczył się od żydowskich rabinów w pustelni w Betlejem. Jak mógł się aż tak pomylić? Na jego usprawiedliwienie można dodać, że hebrajski rdzeń qaran, poza znaczeniem „promienieć” może też zostać przetłumaczone: „wypuszczać rogi” (Ps 69[68],32). Tym niemniej zdumiewa, czemu wybrał akurat taką wersję.
Za sprawą Hieronima rogaty Mojżesz zakorzenił się w historii sztuki i pojawił w wielu przekładach uzależnionych od Wulgaty. Biblia księdza Jakuba Wujka (wyd. 1599 r.) przekłada Wj 34, 29 również w ten sposób: „A gdy schodził Mojżesz z góry Synaj, trzymał dwie tablice świadectwa, a nie wiedział, że twarz jego była rogata z społeczności mowy Pańskiej”.
Konsekwencje bywały poniekąd humorystyczne. W książce Zenona Kosidowskiego „Opowieści biblijne”, która była bardzo promowana i wielokrotnie wydawana w czasach PRL-u, znajdziemy taki zdumiewający fragment:
W tekście biblijnym można spotkać szereg innych przykładów wpływów egipskich. Przypomnijmy tu wypadek, kiedy Mojżesz zakrywa sobie oblicze zasłoną, a na znak świętości pojawiają się na jego głowie rogi. Otóż kapłani egipscy w uroczystym momencie obrzędu religijnego w świątyni lub też podczas ogłaszania wyroczni zasłaniali sobie twarz welonem. Natomiast rogi to szczątkowa reminiscencja egipskiego kultu byka Apisa, który, jak świadczy epizod ze złotym cielcem, pozostawił w duszy Izraelitów głębokie ślady. Miało to ten skutek, że rogi pozostały dla nich symbolem świętości. Rogaty Mojżesz w opowieści biblijnej to pomazaniec, opromieniony blaskiem tajemnicy boskiej. Takiego właśnie chmurnego i górnego Mojżesza z rogami na głowie przedstawił w swojej genialnej rzeźbie Michał Anioł.
Pseudonaukowe wywody Kosidowskiego dobitnie pokazują wszakże jego ignorancję, bo nie znając hebrajskiego, musiał bazować na przekładach biblijnych, a „Opowieści biblijne” napisał jeszcze przed ukazaniem się Biblii Tysiąclecia. Całą teorię o rogach jako reminiscencji boga Apisa oparł na czymś, co w oryginale w ogóle nie występuje. Mojżesz bowiem wcale nie był rogaczem.
Biblia Tysiąclecia, podobnie jak wszystkie współczesne przekłady, zawiera już poprawny fragment: Gdy Mojżesz zstępował z góry Synaj z dwiema tablicami Świadectwa w ręku, nie wiedział że skóra na jego twarzy promieniała na skutek rozmowy z Panem.
- Morze, które nie było Czerwone
Kiedy mowa o Morzu Czerwonym, przypomina mi się scena z Charltonem Hestonem („The Ten Commandments” z 1956 roku), w którym jako Mojżesz wyciągał rękę i Morze rozstępowało się przed narodem wybranym, tworząc dwie wysokie ściany wody. Ale czy naprawdę Mojżesz razem z Ludem Bożym przeszedł przez Morze Czerwone?
W hebrajskim tekście Księgi Wyjścia wcale nie jest napisane, że było to Morze Czerwone. Oryginał mówi o Morzu Trzcinowym – Jam Suf (Suf oznacza trzcinę lub sitowie a Jam to zarówno morze, jak i wielki zbiornik słodkowodny, np. jezioro). Pomyłka zapoczątkowana została przez Septuagintę, żydowski przekład Starego Testamentu na język grecki.
Ponieważ Nowy Testament cytuje Stary Testament najczęściej właśnie według Septuaginty, nowotestamentalne wzmianki, które wspominają o przejściu przez Morze zawierają również greckie wyrażenie Erythrá Thálassa (Morze Czerwone).
Trudno zidentyfikować, co miał na myśli autor Księgi Wyjścia, pisząc o Morzu Trzcin. Z pewnością nie jest to inna nazwa Morza Czerwonego, bo zasolenie tej wody jest zbyt duże i nie pozwala na rozwój jakiejkolwiek roślinności (tylko w jednym miejscu występują namorzyny). Jedynie zbiornik zasilany słodką wodą z stałym odpływem pozwala w tamtym klimacie na wzrost roślinności. Stąd wniosek, że było to coś w rodzaju zalewu zasilanego albo północną odnogą Nilu albo południową, dlatego rozpatrywana jest delta Nilu i jezioro Manzale w jej części wschodniej.
Inne hipotezy wskazują na jezioro Sirbonis. W języku staroegipskim sufi lub tufi jest słowem oznaczającym bagnisty rejon delty Nilu. Wszystko wskazuje więc na to, że Hebrajczycy przechodzili przez teren w znacznej mierze bagienny.
W starożytnych tekstach egipskich jest mowa o istniejącym w Egipcie miejscu zwanym Trzcinami. Na współczesnych zdjęciach satelitarnych odkryto sporych rozmiarów depresję we wschodniej części Delty między terenami uprawnymi, a półwyspem Synaj. Dawno temu były to bagna. Prawdopodobnie to one zatopiły wojska nieprzyjaciół, czyli armię egipską.
Oczywiście historii przejścia Izraelitów przez morze nie należy rozpatrywać w ramach oceanografii, paludologii (nauka o bagnach), ani limnologii (nauka o jeziorach). Jest to epizod z historii zbawienia. A fakt, że nie wiemy przez co rzeczywiście przeszli Izraelici, niczego dla wymowy tej opowieści nie zmienia.
- Czy znasz V przykazanie?
Oczywiście wszyscy odpowiedzą bez wahania, recytując katechizmową formułkę: „Piąte – Nie zabijaj!” Czy jednak na pewno tak brzmi to przykazanie w Dekalogu? To prawda, że w większości polskich przekładów znajdziemy właśnie wersję „Nie zabijaj!”, która utrwaliła się w naszej świadomości. Prowadzi to jednak czasem do dziwacznych nieporozumień. Otóż przeciwnicy kary śmierci często powołują się właśnie na V przykazanie dekalogu, uważając, że w sposób bezwzględny i jednoznaczny zakazuje ono odbierania życia każdej istocie ludzkiej.
Odnosząc się do interpretacji przykazania, w kontekście problematyki kary śmierci, należałoby jednak zacząć od kwestii, czy ta forma odpowiada hebrajskiemu oryginałowi. Otóż dokładniejszym wyrażeniem myśli zawartej w dekalogu jest sformułowanie: „Nie dopuszczaj się morderstwa”.
W języku hebrajskim istnieją trzy określenia na zadanie śmierci. Słowo rasah znaczy dosłownie: „zamordować”. Zabicie kogoś na wojnie język hebrajski określa słowem harag, dla kary śmierci używany zaś jest czasownik hemit. W dekalogu przykazanie w języku hebrajskim brzmi: lo trisach (Wj 20, 13), a więc posługuje się konkretnym słowem rasah o konkretnej treści. Z wszystkich polskich przekładów jedynie Biblia Paulistów (pełne wydanie ukazało się w listopadzie 2008) tłumaczy poprawnie.
Dekalog zakazuje morderstw, natomiast nie zakazuje egzekucji wykonywanych na mordercach. Egzekucja nie jest bowiem morderstwem. Zresztą, zaraz po tekście dekalogu znajdziemy szczegółowe przepisy, kiedy kara śmierci powinna być stosowana. Tekst dekalogu jest znany w wersji katechizmowej, ale już mniej osób czytało księgi biblijne. Jeśli zaś ktoś czytał, to zdarza się, że popada w dysonans poznawczy. No bo jak to? Dekalog zakazuje zabijania, a potem Biblia wyszczególnia, kiedy należy zabijać? A wszystko to wynika z użycia w przekładach dekalogu bardziej neutralnego i bardziej ogólnego terminu niż w oryginale.
Prawo żydowskie było bardzo surowe i kara śmierci przewidywana była za wiele przestępstw niekoniecznie proporcjonalnych do tej kary, na przykład za złorzeczenie rodzicom albo za cudzołóstwo. Mimo rygoryzmu moralnego, starotestamentalne prawa wyróżniają się jednak na tle innych starożytnych religii wielkim humanitaryzmem.
Nieumyślny zabójca miał jeszcze możliwość schronienia się w tak zwanych „miastach ucieczki”, gdzie otrzymywał azyl i ochronę przed zemstą, jaką prawo przyznawało krewnym zmarłego (Lb 35,22-23). Starsi z miasta ucieczki ustalali na podstawie zeznań świadków, czy uciekinier nie popełnił przestępstwa umyślnie, gdyż w takim przypadku musieli wydać go miasteczku, z którego zbiegł.
Morderca, który dokonał zbrodni z premedytacją, nie miał prawa do azylu nawet łapiąc się rogów ołtarza, co normalnie zapewniało ochronę. Bóg wypowiada słowa o jednoznacznej wymowie: Jeśli zaś ktoś posunąłby się do tego, że bliźniego zabiłby podstępnie, oderwiesz go nawet od mego ołtarza, aby ukarać śmiercią” (Wj 21,14). Także w opisie przymierza noachickiego czytamy: „Upomnę się o waszą krew przez wzgląd na wasze życie – upomnę się o nią u każdego zwierzęcia. Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego – o życie brata. [Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga (Rdz 9, 2-6).
W tekście tym kara śmierci jest wręcz żądana przez samego Boga, który motywuje ją wielką godnością człowieka stworzonego jako obraz Boga. Zamordowanie bliźniego jest tak wielką zbrodnią, że może być za nią tylko jedna kara. Stary Testament nie pozostawia więc wątpliwości, co do godziwości stosowania kary śmierci. Postulaty zniesienia kary śmierci można wywodzić z różnych przesłanek humanitarnych, ale na pewno nie z V przykazania dekalogu.
- Fragment, którego nie było
Oprócz powyższych pomyłek ciekawostką jest jeszcze jeden fragment, z piątego rozdziału Pierwszego listu św. Jana (1J 5,7-8), który obecny był w wielu przekładach Biblii do XIX wieku. Bibliści nazywają go łacińskim terminem: Comma Joanneum.
W Wulgacie fragment ten brzmi następująco: Quoniam tres sunt, qui testimonium dant in caelo: Pater, Verbum, et Spiritus Sanctus: et hi tres unum sunt. Et tres sunt, qui testimonium dant in terra: spiritus, et aqua, et sanguis: et hi tres unum sunt.
Biblia Wujka przekłada: Albowiem trzej są, którzy świadectwo dają na niebie: Ojciec, Słowo i Duch Święty: a ci trzej jedno są; A trzej są, którzy świadectwo dają na ziemi: Duch i woda i krew: a ci trzej jedno są.
Comma Joanneum ma także protestancka Biblia Gdańska (1632), tu inna jest końcówka: … A trzej są, którzy świadczą na ziemi: Duch i woda, i krew, a ci trzej ku jednemu są.
Jednakże słów o Ojcu, Słowie i Duchu Świętym brakuje w najstarszych rękopisach greckich i najstarszych przekładach. Nie spotyka się ich także w kodeksach Wulgaty sprzed VIII wieku. Prawdopodobnie była to uwaga zrobiona na marginesie jednego z rękopisów łacińskich. Później podczas przepisywania tego rękopisu, kopista włączył uwagę do tekstu głównego. Obecnie komentarze i przypisy są wyraźnie oddzielone od tekstu Pisma Świętego, ale kiedyś było łatwiej o pomyłki. I tak oto pojawił się w Biblii łacińskiej fragment, którego tam nie było, a potem przedostał się do przekładów z języka łacińskiego.
W tłumaczeniach współczesnych, takich jak Biblia Tysiąclecia 1J 5,7-8 brzmi następująco: Trzej bowiem dają świadectwo; Duch, woda i krew, a ci trzej w jedno się łączą.
2013-12-09
Roman Zając
Biblista i demonolog, absolwent Instytutu Nauk Biblijnych KUL, autor książki „Szatan w Starym Testamencie”, publikuje głównie w pismach „Któż jak Bóg”, „Egzorcysta”, „List”, „Biblia krok po kroku”