Kustosz ruin….
Urodziłam się w pięknym, najpiękniejszym mieście- Wrocławiu. Gdańszczanką jestem z wyboru. Też jest piękny, najpiękniejszy.
Podobne odczucia musiał mieć chyba bohater mojej dzisiejszej opowieści.
Wrocław był jego miejscem urodzenia, Gdańsk miejscem wybranym.
Rudolf Freitag- w maju będzie 130 rocznica jego śmierci- zmarł 19 maja 1890 roku.
A urodził się 80 lat wcześniej- 26 lutego 1805 roku( niedawno minęło 215lat) w rodzinie pół artysty, pół rzemieślnika. Rodzina była na tyle zamożna, że stać ich było na sfinansowanie studiów Rudolfa w Wiedniu i na podróże, odbywane oczywiście w celach edukacyjnych. Studiował rzeźbę, podziwiał francuski i niemiecki gotyk, włoski renesans. W Rzymie miał możliwość obserwować przy pracy znakomitego mistrza Thorvaldsena, dostąpił nawet zaszczytu kształcenia się u niego i słuchania jego cennych wskazówek. Przypomnę, że Bertel Thorvaldsen(duński rzeźbiarz pochodzenia islandzkiego) to autor np. pomników- Mikołaja Kopernika oraz księcia Józefa Poniatowskiego-oba w Warszawie, czy (prawdopodobnie) grobowca rodziny von Fahrenheitów -tzw. Piramidy w Rapie( koło Bani Mazurskich).
Freitag spędził też kilka lat w Pompejach. Był zafascynowany odkrywaniem spod zwałów wulkanicznego pyłu resztek dawnej świetności tego starożytnego miasta. Porządkował wykopaliska i z pasją oprowadzał po zgliszczach przyjeżdżających tam gości.
W czasie swoich podróży spotkał pokrewną duszę- gdańszczanina Jana Karola Schultza dyrektora gdańskiej Szkoły Sztuk Pięknych i Rzemiosł, zakochanego w swoim miescie i jego zabytkach. Schultz walczył o każde przedproże, każdą fasadę, którą chciano rozebrać, przebudować. A jeśli mu się to nie zawsze udawało, to chociaz ją uwieczniał w swoich grafikach, sztychach. Jego dzieła w wielu przypadkach są jedynym obrazem nie istniejących już placów, ulic czy zaułków. Dzięki obrazom Schultza odbudowywano po II WŚ nasze miasto.
Za namową Schultza ,w roku 1844, Rudolf Freitag przybył nad Motławę i objął posadę profesora w prowadzonej, przez tego pierwszego, szkole.
Gdańsk od razu zachwycił przybysza. Patrzył nań oczyma rzeźbiarza. Zachwycał go każdy detal, ulice, place, zaułki, ornamenty- rzeźby podarowane przez Stolema,fascynujące rzygacze.
Początkowo zamieszkał w pałacu komendanta garnizonu przy Długich Ogrodach . Tam w grudniu 1845 roku, po raz pierwszy,zaprezentował gdańszczanom swoje rzeźby. Jednak po pobycie w Pompejach, Freitaga widać było że, coś ciągnęło do ruin. Pierwszą pracownię urządził sobie w ruinach klasztoru przy kościele św. Brygidy. Ponieważ planowano ich rozbiórkę, przeniósł się do zrujnowanego i opuszczonego zespołu pofranciszkańskiego( dzisiejsze Muzeum Narodowe).
Ostatni z franciszkanów brat Teofil opuścił klasztor w 1570 roku. Jeszcze wcześniej, bo 30 września 1555 gwardian o. Jan Rollaw oddał Radzie Miejskiej kościół, kaplicę i klasztor do dyspozycji. Wyraził też życzenie, by zamienić obiekt w szkołę.Stało się wedle życzenia. Od 1558 roku staraniem burmistrza Konstantego Ferbera zaczęło funkcjonować gimnazjum, od połowy XVII wieku działające,jako znane w całej Europie, Gdańskie Gimnazjum Akademickie. Opowieść o jego profesorach, uczniach i osiągnięciach to temat na osobną opowieść. Tu również znajdowała się Biblioteka Rady Miasta.
Dobre , światłe czasy, skończyły się niestety wraz z nawałą, jaka przetoczyła się przez Europę na początku XIX wieku. Mowa oczywiście o kampanii napoleońskiej i tragicznych w skutkach czasach, w przypadku Gdańska latach 1807-1813. W zabudowaniach był wtedy szpital, magazyn odzieży, a nawet siana. Dodatkowo ostrzał armatni w w 1813 roku spowodował, że kiedy pojawił się tu Freitag, w ruinach hulał tylko wiatr… (czy historii?)
Rzeźbiarz zamieszkał tu sam, przepraszam – nie sam- z psem. Żył bardzo skromnie. Całe jego dochody szły na skupowanie dawnych pamiątek i archiwaliów.Zbierał też to ,co nieświadomi właściciele wyrzucali jako starocie. Dla niego były to rzeczy cenne, czasami wygrzebywał je nawet ze śmieci.Zbierał wszystko- obrazy, rzeźby, porcelanę i ceramikę, instrumenty muzyczne, monety, lampy, militaria, meble, ale też elementy architektoniczne- reliefy, kołatki, gzymsy itd. itd. Koło ciekawych obiektów botanicznych czy zoologicznych również nie przechodził obojętnie.
By nie pogubić się w tym wszystkim pieczołowicie segregował i inwentaryzował swoje skarby. A nawet opublikował ich katalog, na łamach periodyku „Neue Preußische Provinzial-Blätter”.
Planował założenie muzeum. Chciał by znalazło swoje miejsce właśnie tam gdzie mieszkał, ale na remont to już funduszy nie miał. Nie miał też poparcia Rady Miejskiej. Ta , niestety, miała w planach rozbiórkę ruin.
Freitag pisał petycje do władz w Berlinie, nagabywał samego króla Fryderyka Wilhelma IV. Udało mu się w końcu ! W 1851 roku król udawał się z wizytacją na Hel. Bawiąc w Gdańsku przyjął zaproszenie od Freitaga i odwiedził jego pracownię. Potężne zbiory zabytków zgromadzone w ruinach zrobiły na władcy olbrzymie wrażenie. Z woli władcy Freitag w 1855 roku stał się „samowładnym panem klasztoru”.
W 1863 roku Gdańsk został „pobłogosławiony” mianowaniem na urząd nadburmistrza Leopolda von Wintera. Dlaczego piszę- „pobłogosławiony”?
Jeżeli się spojrzy na jego dokonania w Gdańsku, w przeciągu jego 27-letnich rządów, to trudno wyjść z podziwu, bo to i kanalizacja i wodociągi, i szkoły,i…….jeszcze długo tak można wymieniać. To też temat na osobne opracowanie. W każdym bądź razie, za Leopolda von Wintera remont i przebudowa zespołu pofranciszkańskiego w stylu neogotyckim ruszyła pełną parą, pod kierownictwem miejskiego architekta Juliusa Lichta.Swoje miejsce znalazły tu Szkoła Rzemiosł Artystycznych i realna szkoła św. Jana.
Zaś na parterze 30 marca 1870 roku powołano uchwałą Rady Miasta Muzeum Miejskie. Kustoszem został oczywiście mianowany Rudolf Freitag. Pierwsi zwiedzający pojawili się na uroczystej inauguracji 1 marca 1873 roku.
Należy wspomnieć tych, którzy stali wiernie u boku Freitaga.
Wilhelm August Stryowski- malarz, nazywany „piewcą gdańskich pejzaży”. Zanim powstało muzeum korzystał z pracowni Freitaga, tej w ruinach, by tu tworzyć swoje dzieła. Namalował też swego przyjaciela przy pracy nad popiersiem Jana Heveliusa. Po utworzeniu muzeum również, tak jak Freitag, został kustoszem i konserwatorem dzieł.
Tę samą funkcję objął też ich towarzysz, następny z ich trójki- Louis Friedrich Rudolf Sy. To właśnie on jest twórcą kopii obrazu Hansa Memlinga „Sąd Ostateczny” znajdującej się w Bazylice Mariackiej. Początkowo mieszkał na Piwnej 17, a potem , jak dwaj pozostali, na terenie muzeum.
Należy jeszcze wspomnieć, że Freitag był członkiem powołanego przez Carla Schultza „Stowarzyszenia na Rzecz Zachowania Starodawnych Budowli i Zabytków Sztuki Gdańska”.
W okresie gdy von Winter kładł kanalizację, doprowadzał wodę, brukował ulice i kładł chodniki, pod młotek szło np. wiele przedproży. Towarzystwo ostro protestowało, pomimo całej sympatii do burmistrza, który dbał o muzeum.
Freitag zabierał architektoniczne kawałki do zbiorów muzealnych, Schultz uwieczniał rysując i malując znikające widoki i pejzaże. Ale cóż? Czasem postęp potrzebuje ofiar…
Ciosem dla Freitaga była konieczność opuszczenia swej pustelni. Przeniósł się nieopodal, na ulicę Kładki i nadal większość czasu spędzał w muzeum, potem przenióśł się jeszcze dalej, bo aż do Świętej Studzienki, koło Wrzeszcza. Tam zmarł mając lat 85 dnia 19 maja 1890 roku.
Właściwie nigdzie nie natrafiłam na opis jego życia prywatnego, rodzinnego. Ale chyba , po prostu, nie miał na nie czasu. Był jednym z bezinteresownych zapaleńców, zakochanym w Gdańsku szaleńcem, nie dbającym o własne sprawy.