Deotyma w Gdańsku
6 sierpnia roku 1858- przybyła do naszego miasta autorka książki, której bohaterka stała się symbolem Gdańska.
O „Panience z okienka pisałam jakiś czas temu:
https://eczerwinska.pl/2021/04/14/poroznila-nas-za-jej-poli-raksy-twarz-kazdy-by-sie-zabic-dal/
Dzisiaj kilka słów na temat podróży Jadwigi Łuszczewskiej zwanej Deotymą do Gdańska.
Wraz z rodzicami przybyła do naszego miasta latem 1858 roku. Podobnie jak dzisiaj odbywał się właśnie Jarmark Dominikański. Swoją podróz odbyli głównie Wisłą, którą jeszcze wtedy bez przeszkód można było żeglować. Wielka szkoda, że dzisiaj jest to niemożliwe. Po drodze zwiedzili Toruń, Malbork, podziwiali cud ówczesnej techniki- most w Tczewie. W czasie podróży Jadwiga zaczytywała się w „Pieśni o flisie” Szymona Klonowica, cytowała ją potem bardzo obszernie w swej książce o pięknej Hedvidze i jej ukochanym Kazimierzu.
Z Tczewa do Gdańska dojechali koleją ( od 6 lat było to już możliwe bo 5 sierpnia 1852 uroczyście zainaugurowano funkcjonowanie tej trasy).
Wysiedli oczywiście na dworcu pomiędzy Bramą Nizinną a Bastionem Tur.
Zatrzymali się w hotelu, który mieścił się w Domu Angielskim. Hotel ten zajmował też 3 kamienice od Długiego Targu i od tej właśnie strony znajdowało się główne wejście.
Nasi podróżnicy bardzo szczegółowo poznawali Gdańsk i jego zabytki, a Deotyma skrupulatnie notowała wszystko w swoim sztambuchu.( Mozna go przeczytać, widziałam ostatnio na Allegro nawet za 3 zł)
Prócz zabytków opisała dokładnie wizytę w jednej z kamieniczek, gdzie trafili w poszukiwaniu bursztynowych pamiatek. W tym domu, jak opisuje wszystko było z bursztynu, albo sprawiało wrazenie jakby było. Było dokładnie tak jak potem opisała w „Panience z okienka”. Szli na coraz wyższe piętra podziwiając coraz piękniejsze precjoza wykonane z tego bałtyckiego złota. Ale wnetrza i precjoza to nie wszystko co Deotyma znalazła w tej kamienicy. Drzwi otwierała im córka własciciela. Z włosami „które kroiły na rude” wyglądała wg Deotymy jjak”ondyna Bałtyku”. A już po wizycie, kiedy wyszli z kamienicy i obejrzeli się na nią „wysoko ponad trzecim piętrem w okrągło wyciętym okienku , otoczonym kamienną ramą, błysnęła złota główka ” Jak pisze autorka wracając do hotelu , w wyobraźni zaczęła do obrazu dobudowywać całą historię. Tak właśnie powstała ta książka- ten cudny romansik, niestety dziś rzadko czytany.
Dalsze obiekty w Gdańsku jakie rodzina Łuszczewskich zwiedzała,to oczywiście Dwór Artusa, a potem tez zespół pofranciszkański, w którym rezydował oczywiście wrocławianin z pochodzenia, pan na ruinach- Rudolf Freitag. O nim również kiedyś pisałam:
10 sierpnia wyruszyli do Sopotu, tym razem bryczką. Tam spędzili następnych kilka tygodni. Aż do 2 września.
Po drodze podziwiali olbrzymie holenderskie fortyfikacje, Wielką Aleję Lipową,wzdłuż której, jak pisze Jadwiga znajdowały się „prześliczne kawiarnie pomiędzy cmentarzami”. Zachwycało ją też połozenie Gdańska- w”czarownym amfiteatrze wzgórz rozkwitłych”.
W Sopocie zatrzymali się przy samym końcu dzisiejszej ulicy Północnej. Jadwiga opisuje spacery po okolicznych wzgórzach, festyny, zabawy taneczne i fajerwerki. Mozna też znaleźć opisy niektórych obiektów.
I tak na przykład opisuje Hotel Kreissa( na rogu Bohaterów Monte Cassino i Chmielewskiego, kiedyś było tam KFC):
„Dalej rozwija się szereg budynków należących do przedsiębiorcy Kreissa. Są tam domki z mieszkaniami i ładny krużganek na powietrze otwarty, gdzie co dzień kilkadziesiat osób obiaduje, a przed krużgankiem ogródek kwiatowy, wśród którego złociste pstrągi pływają w rzeźbionej sadzawce”
Z Hotelu Kreissa doskonale widać Dwór Francuski, o którym Deotyma pisała, z kolei tak:
„Naprzeciw(…) leży miejsce historyczne: przy samej drodze, na samym szczycie wzgórza rozlewa się jeziorko, na srodku lezy wysepka, na wyspie rosnie gaj, w gaju ukrywa się domek, w domku ukrywał się Leszczyński. Siedlisko jest niejako obronne, bo tylko jednym mostkiem, i to zwodzonym, mozna do wyspy dostąpić”.
Dzisiaj nie ma po tej fosie, bo była to fosa a nie jeziorko, śladu.
Powracając do domu odwiedzili jeszcze Oliwę, gdzie Droga do Wieczności miała jeszce swój przepiękny widok na morze.
Swoje wspomnienia z podróży Deotyma opisała na łamach Tygodnika Ilustrowanego w 1861r i w swoim pamietniku, a książka „Panienka z okienka” ujrzała swiatło dzienne w 1889r czyli po 31 lat po podróży do naszego miasta.
Romansik ten był wielokrotnie wznawiany, a w 1964 roku doczekał sie filmowej adaptacji, ale o tym już pisałam.
Pisząc tekst korzystałam nieco z artykułu panów Borzestowskich zamieszczonego w „30Dniach” 1-2/2013. Warto przeczytać go w całości.