Maciej Płażyński
Dzisiaj rocznic cała ...
Dzisiaj rocznic cała lista – po pierwsze 90-te urodziny Gdyni, zaślubiny Polski z morzem, wejście do służby w Marynarce Polskiej ORP”Orła”, zatonięcie von Staubena……
Ja natomiast, chcę wspomnieć postać, którą chyba wszyscy znają.
Dzisiaj obchodziłby swoje 58-me urodziny …..
Ale niestety wydarzył się 10 kwietnia 2010 roku…. Smoleńsk…..
Maciej Płażyński….
Mówił o sobie, śmiejąc się, , że jest ostatnią sierotą po POPisie. To było 6 lat temu…. Ciekawe co mówił by dzisiaj….. ???
Zawsze gdy oprowadzam wycieczki po Bazylice Mariackiej, wspominam jego postać, stojąc przy kaplicy Matki Boskiej Ostrobramskiej, gdzie znajduje się sarkofag z jego doczesnymi szczątkami ( staram się „nie widzieć” tego cud-pomnika obok) 😉
. Bywa, zwłaszcza latem, że są to grupy dzieci i młodzieży, które odwiedzają Polskę, na zaproszenie Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”…
Bardzo ciekawy artykuł, autorstwa Zofii Wojtkowskiej, tuż po jego śmierci, ukazał się na łamach Newsweeka.
Pozwalam sobie go przytoczyć:
„Miał problem, żeby się odnaleźć po upadku idei POPiS-u. W końcu znalazł sposób: poświęcił się całkowicie walce o prawa Polonii tam, gdzie była ona dyskryminowana.
Ostatnio sporo czasu spędzał w białoruskich salach sądowych. Jechał tam, gdzie białoruski reżim sądził Polaków mieszkających na Białorusi za bycie Polakami.
Polski poseł i prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska nie bawił się w dyplomację. Twardo stawiał polskie postulaty zarówno tam na Białorusi, jak i na Litwie, gdzie ciągle był kłopot z polskimi szkołami i pisownią polskich nazwisk.
Uparł się, że sprowadzi do Polski Polaków z Kazachstanu. Myślał o uruchomieniu narodowej kampanii, która miała się zakończyć obywatelskim projektem ustawy repatryjacyjnej. Chciał zmusić państwo polskie do wzięcia równiez finansowej odpowiedzailności za powrót naszych rodaków z kazachstańskich stepów. – To hańba, żeśmy tych ludzi porzucili. Hańba dla nas polityków i hańba dla nas Narodu – tłumaczył mi dwa tygodnie temu.
Od kiedy w 2008 został prezesem Stowarzyszenia Wspólnota Polska pomoc Polakom na Wschodzie pochłonęła go całkowicie. To wszystkich zdumiało. Bo przecież Wspólnota miała być dla tego polityka, wyrzuconego chwilowo na margines, spokojnym miejscem przeczekania politycznej dekoniunktury. Nie była. Bo Płażyński, wbrew spokojnemu publicznemu immagowi, był politycznym fighterem. Potrafił szukać kompromisu, gdy było naprawdę warto. Kompromisu za wszelka cenę nie akceptował nigdy. Nawet, jeśli kosztowało go to utratę najwyższych stanowisk.
Charakter wojownika pokazał już 1981 roku, kiedy kierował strajkiem okupacyjnym na Uniwersytecie Gdańskim. Potem, kiedy odmawiając pracy w zgodzie z reżimem, założył firmę prac wysokościowych. Zatrudnił w niej Donalda Tuska. – Łaziliśmy po tych dachach z właściwym gówniarzom poczuciem nieśmiertelności. Strasznie byliśmy nieodpowiedzialni – opowiadał mi niedawno.
Pewnie równie wielką nieodpowiedzialnoscią było w latach 80 tych polityczne zaangażowanie w Ruch Młodej Polski, czy w 1989 roku Kongres Liberałów. To była niebezpieczna zabawa, ale Płażyński chyba lubił ryzyko. I strasznie nie lubił braku wolności. – Stąd te dachy – tłumaczył. Blisko nieba i zupełnie wolno…
W 1990 został pierwszym „niepodległym” wojewodą gdańskim. Przetrwał do 1996, kiedy Włodzimierz Cimoszewicz, mimo protestów „wszystkich świętych z Gdańska” wyrzucił go ze stanowiska.
Jego kariera przyspieszyła. Był posłem, senatorem i znowu posłem. Zawsze „robił” najlepsze wyniki wyborcze w swoim Gdańsku. Na ogól jedne z najlepszych w Polsce. Chociaż był ciągle niepokorny. A może dlatego?
Jako jeden z nielicznych marszałków Sejmu ( 1997- 2001) potrafił interes Izby stawiać ponad interes swego ugrupowania. Jako współzałożyciel i przewodniczący maszerującej po władzę Platformy Obywatelskiej potrafił odejść z partii na znak niezgody na politykę Donalda Tuska. Był gdzieś pomiędzy PO a PiS. Śmiał się, że jest ostatnią sierotą po POPisie.
Zapytałam go ostatnio czy tęskni za wielką polityką. – Pewnie, że tak. Ale nie interesuje mnie rola politycznego komentatora. Muszę poczekać. A tu gdzie jestem mam realne rzeczy do robienia – odpowiedział.”