Lwowianin, który ukochał Gdańsk
<span ...
Pochowano go na cmentarzu w Gdańsku Oliwie. Zmarł 7 stycznia 1951 roku. Pochodził z okolic Lwowa – polski matematyk i fizyk, pedagog, krajoznawca, redaktor Gazety Lwowskiej, profesor Politechniki Gdańskiej, historyk Gdańska.
W Wydawnictwie Polskim R. Wegnera w 1937 roku opublikował tom z serii „Cuda Polski”, pt. Gdańsk w języku polskim i angielskim.
Świetnie napisany przewodnik 🙂 Mam szczęście posiadać jego reprint.
Po II wojnie zabezpieczał pozostałości gdańskich zabytków i popularyzował wiedzę o naszym mieście.
Świetny artykuł na jego temat napisał prof. wirtualny Pumeks, na stronie Akademii Rzygaczy. Pozwalam go sobie skopiować:
„Jan Kilarski(1882-1951)
Jan Kilarski urodził się 21.II.1882 r. w Komarnie niedaleko Lwowa. Z wykształcenia był nauczycielem matematyki i fizyki i w tym charakterze przepracował sporą część życia, ucząc w różnych szkołach średnich i wyższych (od 1931 r. przysługiwał mu tytuł profesora). Jego prawdziwą pasją były jednak turystyka i krajoznawstwo. Już w 1913 r. zorganizował dla swoich uczniów wycieczkę po historycznych ziemiach Polski, docierając z nimi przez Wrocław, Poznań i Gniezno aż na Hel. To wówczas odwiedził po raz pierwszy Gdańsk. Trzydziestojednoletni nauczyciel, prowadzący uczniów ze wschodniogalicyjskiego Sambora po wąskich uliczkach hanzeatyckiego portu, nie mógł przewidywać, jak wielką rolę w dziejach tego miasta przyjdzie mu kiedyś odegrać.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Kilarski przeniósł się do Poznania, gdzie pracował jako nauczyciel oraz dyrektor Państwowego Wyższego Kursu Nauczycielskiego. Równocześnie był organizatorem turystyki i autorem publikacji krajoznawczych, m. in. „Przewodnika po Poznaniu” i „Przewodnika po Wielkopolsce”. W 1933 r., w związku z reformą szkolnictwa, przeniesiono go w stan spoczynku. Zatrudnił się wtedy w wydawnictwie R. Wegnera jako redaktor znakomitego, jak na tamte czasy, pod względem edytorskim cyklu monografii krajoznawczych „Cuda Polski”. Sam zajął się opracowaniem dla tej prestiżowej serii tomu poświęconego Gdańskowi. To było jego drugie spotkanie z nadmotławskim grodem. Poznał wtedy Gdańsk gruntownie, a co niemniej ważne – nawiązał kontakt z profesorem Willim Drostem, dyrektorem Muzeum Miejskiego, historykiem sztuki i znawcą Gdańska. Ta znajomość miała w przyszłości odegrać istotną rolę.
„Gdańsk” Kilarskiego, gdy ukazał się w 1937 r., nie mógł pozostać niezauważony. Już sam fakt, że w serii „Cuda Polski” zaprezentowano miasto, które usilnie strzegło statusu „wolnego miasta” i podkreślało odrębność od Polski, wzbudził wściekłość w niektórych kręgach niemieckich. Tym bardziej to, że autor dosłownie na każdej stronie akcentował jego historyczne związki z Rzecząpospolitą, podkreślał korzyści ekonomiczne, uzyskiwane przez miasto wtedy, gdy jego port włączony był w polską strefę gospodarczą, zwracał też uwagę na obecność w Gdańsku prężnej mniejszości polskiej. Nie przejmując się oburzeniem Niemców, a nawet jakby czerpiąc z niego pewną satysfakcję, Liga Morska i Kolonialna postarała się o szybką edycję książki także w języku angielskim. Cóż… w tamtych czasach nie wymyślono jeszcze „politycznej poprawności”.
Po wybuchu II wojny światowej profesor Kilarski osiadł we Lwowie, gdzie w czasie okupacji sowieckiej 1939-41 pracował jako nauczyciel. Po zajęciu miasta przez Niemców przyjął propozycję pracy w „Gazecie Lwowskiej”, na łamach której pisał „Wieści z prowincji”. Miały to być felietony o walorach krajoznawczych ziemi lwowskiej, w praktyce odgrywały jednak ważniejszą rolę, informując o kulturze i życiu polskim na prowincji. Dzięki temu teksty Kilarskiego były nierzadko materiałem wykorzystywanym w, cierpiącym na brak podręczników, tajnym nauczaniu. Podobny charakter miała, po przeprowadzce w 1943 r. do Krakowa, praca Kilarskiego jako korespondenta okupacyjnej agencji prasowej „Telepress”.
Trzecie spotkanie Jana Kilarskiego z Gdańskiem, najważniejsze i mające trwać już do śmierci, zaczęło się 5 kwietnia 1945 r. Tego dnia, jako członek specjalnej grupy operacyjnej Ministerstwa Oświaty, przybył do miasta, które – wskutek dokonanego przez wojska marszałka Rokossowskiego „aktu sprawiedliwości dziejowej”* – było już tylko stosem dymiących ruin. Powierzono mu, w tej sytuacji na pozór niewykonalne, zadanie zabezpieczenia gdańskiego mienia kulturowego: zabytkowego wyposażenia kościołów i budynków publicznych, zbiorów muzealnych i innych dzieł sztuki. W warunkach miasta obróconego w perzynę oznaczało to niekiedy przetrząsanie stert gruzu w celu odszukania fragmentów zabytkowej kamieniarki, artystycznych okuć albo snycerki. Trzeba też było szybko podejmować decyzje, np. by grożącą zawaleniem pozostałość fasady Domu Steffensów (Złotej Kamieniczki) podstemplować, a nie rozbierać. Do legendy przeszła scena, gdy Kilarski wraz ze swoim pomocnikiem, Wacławem Sypniewskim, wybierał ze zwałów cegły w Dworze Artusa najdrobniejsze fragmenty kafli, wiedząc, że dzięki temu kiedyś będzie możliwa rekonstrukcja wielkiego renesansowego pieca (górna część pieca została w porę rozebrana przez Niemców i wywieziona do Kartuz).
Na szczęście w zniszczonym mieście dało się odnaleźć niemieckich konserwatorów, prof. Willego Drosta i dra inż. Ericha Volmara. Od nich Kilarski otrzymał szczegółowy wykaz miejsc, w których znajdowały się ewakuowane przed nadejściem frontu dzieła sztuki, i mógł rozpocząć planową akcję rewindykacyjną. Wyjazdy terenowe do różnych miejscowości w okolicy Gdańska, aż po Kadyny, często przynosiły sukcesy. Najważniejsze z nich to odnalezienie już 9 czerwca 1945 r. w Rzucewie bezcennego plafonu z Czerwonej Sali Ratusza, a parę dni później w Mierzeszynie dalszych obrazów, m. in. Antona Möllera. Ocalone dzieła sztuki, zarówno uratowane z ruin Gdańska, jak i te zwożone „z terenu”, umieszczano w składnicach konserwatorskich.
Niekiedy sukces był tylko połowiczny, bowiem uratowane zabytki transportowano nie do Gdańska, a do Warszawy. Pretekstem była konieczność specjalistycznej konserwacji. Taki los spotkał m. in. sporo obiektów z kościoła Mariackiego, odnalezionych w Mierzeszynie (Ołtarz Jerozolimski), Lublewie, Hopowie czy Kartuzach. Nikt nie mógł się chyba spodziewać, że kilkadziesiąt lat po wojnie warszawskie muzeum wciąż będzie uważało się za prawowitego właściciela tych, zagarniętych w niespokojnych miesiącach powojennych, gdańskich zabytków.
Istniała także konkurencja w postaci grupy operacyjnej Komitetu ds. Sztuki przy Radzie Ministrów ZSRR pod wodzą ppłka Leontija Denisowa, która działała w Gdańsku i okolicach od kwietnia do września 1945 r. Największym sukcesem tej ekipy (i zarazem porażką Kilarskiego) było splądrowanie schronu w podziemiach Zbrojowni. 5 maja 1945 r. Rosjanie natrafili na wejście do tego pomieszczenia i natychmiast obstawili teren wojskiem, dzięki czemu bez przeszkód mogli do 12 maja wydobyć i wywieźć cenny łup. Kilarski wiedział, że właśnie tam zostały w ostatnich tygodniach przed nadejściem frontu (24 lutego i 3 marca) umieszczone niektóre obrazy i ryciny z Muzeum Miejskiego, w tym także najcenniejszy obraz, miniatura pędzla Hansa Holbeina młodszego; udał się natychmiast do Zbrojowni, jednak sygnał ostrzegawczy zatrzymał go w dużej odległości od budynku, przed którym stała gotowa do załadunku ciężarówka. Łącznie grupa ppłka Denisowa zdołała zdobyć i wysłać do muzeów Moskwy i Leningradu, wg ewidencji, ponad 14 tys. dzieł sztuki! Z tego w 1956 r. Związek Radziecki zwrócił do Gdańska 4595 prac.
Konkurentami dla Jana Kilarskiego w wyszukiwaniu ewakuowanych zabytków byli wreszcie zwykli szabrownicy, zarówno umundurowani jak i cywilni. Ich łupem padła prawdopodobnie odlana z brązu chrzcielnica z Kościoła Mariackiego i cały szereg innych przedmiotów. Wiele cennych zabytków uległo też zniszczeniu dlatego, że żołnierze po prostu wyrzucili je ze skrzyń, w których były zapakowane. Taki los spotkał m. in. większość zbiorów prehistorycznych, ewakuowanych do Przyjaźni pod Żukowem, porcelanę, fajansy, szkła, tkaniny i meble z Muzeum Miejskiego wywiezione do Przywidza, oraz część wyposażenia kościoła św. Bartłomieja, które znalazło się w Bolszewie k. Wejherowa. Solidne skrzynie były przecież potrzebne do pakowania zdobycznych maszyn do szycia i zegarków…
Oprócz działań związanych z zabezpieczaniem gda
ńskich zabytków i prowadzonych aż do połowy 1950 r. wyjazdów terenowych, Jan Kilarski, jako pracownik zarządu miejskiego, pomagał organizować na nowo Muzeum Miejskie (obecne Muzeum Narodowe przy Toruńskiej). Podjął też pracę jako nauczyciel matematyki w szkołach, a na organizującej się Politechnice Gdańskiej wykładał w latach 1946-50 przedmiot „Poznanie Gdańska”. W pierwszych latach po wojnie prowadził też intensywną działalność publicystyczną w prasie i radiu, która miała na celu zaszczepić nowym gdańszczanom wiedzę o mieście (cykle audycji „W gdańskim staromiejskim ratuszu”, „Co nam należy wiedzieć o Gdańsku”, „Skarby Gdańska” oraz, nawiązujące do podobnego cyklu prowadzonego przez niego przed wojną w radiu poznańskim, „Co robić w niedzielę”).
W 1948 r. spadł na Jana Kilarskiego cios: wykorzystując fakt pracy w okupacyjnej „Gazecie Lwowskiej”, władza ludowa oskarżyła go o współpracę z Niemcami i osadziła w więzieniu. Co prawda po 2 miesiącach śledztwo zostało umorzone, a Kilarski zrehabilitowany i uwolniony, ale do zdrowia już nie wrócił. Mimo rehabilitacji spotykały go liczne przykrości, nawet ze strony Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, z którym był zawsze bardzo związany. Te ciężkie przeżycia doprowadziły go do zawału, a w końcu do śmierci. Zmarł 7.I.1951 r. i został pochowany na cmentarzu w Oliwie.
Opracował: prof .wirt. Pumeks”
Urodził się w 1922 roku w Poznaniu. W 1929 roku odbył, z rodzicami, podróż do Italii. W czasie II wojny światowej, gdy przenieśli się do Lwowa, na tamtejszej politechnice rozpoczął studia architektoniczne. Kontynuował je na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a następnie w Katedrze Historii Architektury na Politechnice Gdańskiej. Tematyka jego pierwszego projektu badawczego dotyczyła pocysterskiego opactwa w Rudach Raciborskich. Od 1952 roku pracował w gdańskim oddziale Pracowni Konserwacji Zabytków, zaangażowany w odgruzowania, zabezpieczania i odrestaurowania tego co ocalało. Od 1956 roku związał się na stałe z zamkiem w Malborku. W latach 1961-1991 był kustoszem, a następnie, kuratorem Muzeum Zamkowego. Co ciekawe, mieszkał nie w Malborku, ale w Gdańsku Oliwie, skąd codziennie, pociągiem dojeżdżał do pracy. W 2001 roku był pierwszym z laureatów, wyróżnionym nagrodą im. prof. Jerzego Stankiewicza, przyznawaną osobom lub zespołom za w działalność w dziedzinach :historii architektury, sztuki, konserwacji bądź urbanistyki(od 2001r.właśnie) .
Zmarł we wrześniu 2003 roku i został pochowany na cmentarzu oliwskim w mogile swojego ojca.